niedziela, 4 października 2020

4) Pipa: lutnia południowych mórz

 


4) Pipa: lutnia południowych mórz


Pipa (琵琶) ukształtowała się prawdopodobnie pod wpływem nieznanego chordofonu przybyłego z Indii. Pierwsze wzmianki na temat instrumentu  o lutniowym kształcie pochodzą z ok. V w. n.e. W czasach dynastii Han lutnia nabrała głębokiej symboliki: jej cztery struny nawiązywać miały do liczby pór roku, a proporcje jej miary oznaczały m.in. liczbę żywiołów. Największą popularność pipa zyskała w czasach dynastii Tang (618-970 r. n.e.), do czego w dużej mierze przyczynił się sukces buddyzmu Chan. Lutnia była bowiem bardzo aprobowana nie tylko jako instrument akompaniujący śpiewom, lecz także jako atrybut bóstw  i bodhisattwów, szeroko spotykany w buddyjskiej sztuce. Przykładem mogą być choćby freski z zespołu buddyjskich grot opodal Dunhuang, w których zachowały się także najstarsze tabulatury lutniowe. Chiny czasów dynastii Tang stały się promieniującym centrum buddyzmu dla całej Azji Wschodniej. Wraz z wymianą kulturową, lutnia czasów dynastii Tang zawędrowała do Japonii, Korei  i Wietnamu. Do dziś, specyficzna lutnia japońska, zwana gaku biwa, kontynuuje niemal w 100 % model chińskiej lutni tamtych czasów.

 

Ówczesne pipy zwykle wyposażone były w 4 – 5 strun. Posiadały dwa małe otwory rezonansowe w formie półksiężyców, a także pas jedwabnego brokatu jako wykończenie płyty rezonansowej, która chronić miała ją przed uszkodzeniem od przypadkowego uderzania plektronem (do dzisiaj funkcjonującym w Japonii jako bachi). W odróżnieniu od współczesnej pipy, instrumenty dawne posiadały zagiętą do tyłu szyjkę. Wiele z wymienionych cech przetrwało w lutniach Korei, Japonii i Wietnamu.

 

Gra na pipie stała się obiektem zainteresowań erudytów chińskich, obok gry na cytrze  guqin i guzheng, oraz na bambusowym flecie xiao. Zyskała więc kontekst dworski, intelektualny i buddyjski. Posiadając znacznie bardziej uniwersalny status aniżeli cytry, lutnia chińska przetrwała w lokalnych tradycjach muzycznych, w tym także ludowych. W czasach dynastii Ming całkowicie porzucono technikę gry plektronem, ponadto dodano więcej progów i wydłużono sylwetkę instrumentu. Ostateczny kształt lutni modernizował się aż do czasów współczesnych, zyskując liczbę progów od 10 poczynając, na 30 kończąc. W XX w. jedwabne struny wyparte zostały przez metalowe, kierunkując brzmienie instrumentu w stronę jasnego, głośnego i przenikliwego. Zmieniając pozycję gry z poziomego do pionowego, lutnia przechodziła metamorfozę umożliwiającą wykonywanie utworów wirtuozowskich. Jeszcze w pierwszej połowie XX w. pipa zachowywała coś z dawnego charakteru jej kształtu, budowy i techniki gry. Wyżej wspomniane modernizacje, to problem do analizy pod kątem wpływu muzyki zachodniej, a także propagandy kulturowej. Pojawia się pytanie o oryginalny, dawny repertuar, który przetrwał dzięki pietyzmowi Japończyków, ale nie jest chętnie wykonywany w Chinach. Preferuje się bowiem utwory wirtuozowskie, z pozoru lepiej odnajdujące się w estetyce muzyki sal koncertowych  i zapierających dech w piersiach nagrań. Ale czy to jest aby na pewno potrzebne? Czy muzyka koniecznie musi być „aktualna”? Powstaje też pytanie o sens wirtuozerii w globalnym świecie internetu. Czy jest to nadal warte presji? Jakie to ma znaczenie, poza elementem edukacji akademickiej, gdzie owszem na pewnym etapie jest to przydatne? I wiele „pytań do muzyki” pojawia się tutaj w ogóle.

 

 




 

Do czasów dzisiejszych przetrwała na Tajwanie i w prowincji Fujian, archaiczna forma pipy, zwana nan pipą. Służy ona do wykonywania repertuaru nanguan. Posiada 14 progów, kształt odpowiadający dawnym lutniom, zagiętą szyjkę i otwory rezonansowe w kształcie półksiężyców. Gra się na niej, tak jak w dawnych czasach: w pozycji horyzontalnej, używając paznokci. W odróżnieniu od współczesnej, typowej pipy, lutnia ta malowana jest na czarno i dekorowana inkrustacją z macicy perłowej, szylkretu, a niezwykle rzadko: także z jadeitu. Repertuar nanguan nie przewiduje utworów specyficznie na nan pipę solo. Sporadycznie można jednak spotkać się z jakimiś fragmentami utworów, lub pojedynczymi częściami granymi na pipie i wykonywanymi w taki sposób dla urozmaicenia, zróżnicowania regularnego składu zespołu. Obejmuje on prawie zawsze: flet dong xiao jako wiodący instrument, a dalej, według hierarchii: pipę, sanxian i erxian. Obok fletu równie ważny jest głos ludzki, wypełniający większość repertuaru nanguan. Każdy utwór śpiewany, można jednak zastąpić wykonaniem na flecie xiao, który i tak powiela partię wokalu. Istnieją natomiast utwory, tzw. „pu”, które zarezerwowane są tylko i wyłącznie dla składu instrumentalnego.

 

Podróżując na Tajwan i do Chin, bardzo chciałam nauczyć się gry na nan pipie.  Jej przyjemny, prosty dźwięk, dobiegający wraz ze śpiewem z herbaciarni, niezwykle mnie uspakajał, a nawet uwodził. Spędzałam długie wieczory wsłuchując się w te dźwięki i popadając w swego rodzaju trans, wprawiający mnie w zawieszenie poza czasem i przestrzenią. Gdy nawiązałam kontakt z pieśniarką z herbaciarni, w celu nauki gry na pipie, od razu zastrzegła konieczność równoczesnej nauki śpiewu w języku minnańskim i recytacji tekstów z pamięci. Wydawało mi się to niezwykle trudne, ale poddałam się tym rygorom. Adaptacja do specyficznych dźwięków mowy minnańskiej nie była kwestią chwili, a raczej procesem osłuchania obejmującym lata. Minnański używany w pieśniach nanguan, jest specyficznie regionalny, zarezerwowany tylko dla miasta Quanzhou w Fujian. Studenci nanguan na Tajwanie, podobnie jak ja, w razie wątpliwości podpisują sobie prawidłową wymowę. Być może, z mojego bardzo osobistego punktu widzenia, fakt ten jest odrobinę pocieszający. Podczas wieczorów muzycznych nanguan, zawsze wyświetla się  w Chinach podpisy. Pieśni te, są bowiem niezwykle melizmatyczne i sens słów niknie w ich rozwlekłych zawijasach. Po drugie, tekst pisany zrozumiały jest dla wszystkich niezależnie od dialektu.

 

Jednym z moich najciekawszych spotkań nanguan, była przypadkowa wizyta  u potomka minnańskiego milionera, który wybudował ogromny zespół rezydencjonalny w Jinjiangu. Zwiedzając przepiękną i nieco zrujnowaną architekturę, która nadal po części jest zamieszkiwana, natrafiłam na pana Cai, grającego na lutni samotnie, z nagraniami w małym radyjku. Widzieliśmy się pierwszy raz w życiu, ale szybko ustaliliśmy, że wspólnie znamy pewne utwory  z repertuaru nanguan. Zaczęliśmy grać. Tak powstały zdjęcia załączone do artykułu. Świadczą one o tym, że muzyka jest najpiękniejszym językiem pokojowego współistnienia i medium nawiązywania przyjaźni.

 

 

 

********

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego - „Kultura w sieci”. 

E-book do pobrania:

http://osa.uni.lodz.pl/wp-content/uploads/2019/02/Instrumentow-Osobliwych-Wyspy-Szczesliwe.pdf

 

 


 

Wstęp

  Anna Krysztofiak   Wstęp   Instrumentów Osobliwych Wyspy Szczęśliwe - to tytuł serii dwunastu filmów i a...